Kończę i ja swoje testy. Trochę z łezką w oku, bo fajnie było mierzyć się z cudzymi przepisami. Przepisami pozytywnymi, choć nie wszytskie trafiły do mnie. Tu przed obiektywnością uciec się nie da... Kilka dni, 8 smaków, po 4 propozycje każdego z nich. Część wysyłam w Małopolskę koledze, by i on mógł się wypowiedzieć. Jest nowy, nie ma doświadczenia, jak zechce zabrać głos uznałem za bezcenne, bo 18mg/ml kierowane jest chyba do nowych użytkowników e-p. Bił się z Mlb i Cherry, a teraz mam nadzieję powie czego oczekuje... Wszystkiego mu na pewno nie oddam.
Do rzeczy:
Tu zaskoczyłem sam siebie, i zapewne Was, swą obiektywnością:
1.
Chocolate, bo choć nie lubię, nie gustuję, nigdy nie kupię, to taką chcę czekoladę dla ludzi, którzy chętnie sięgają po liquid tego smaku. Dwójce wzmocnić kopa, albo trójce smak. I można jechać.
2. ... I mam dylemat... Czy suszone liście tytoniu aka Virginia, czy trzewik w gębie i popiół w paszczy aka Burley. Bardziej przychylny jestem Burleyowi, bo myslę, iż e-p fani szukają smaku papierosa, gdy oderwą się od analoga. Kto nowo-niepalący śmierdziucha szukać będzie doznań młodych plonów i emocji związanych z kradziejstwem...
.
Burley zatem, niech się ludziska napalą się, niech czują kopa na atomku. IMO będzie iść. Kierowany logistyką w handlu taką decyzję bym podjął. Kop, palony tytoń, popiół w paszczy, aż chce się zakaszleć.
3. Zapomnijmy na chwilę o Virginii (typowo koneserskiej pozycji), która winna być na tym miejscu. Więc kto? Hot Spices (Dry Vine, z uporem maniaka), Black Cherry? Morning? Canadian? Don Hill, co innego? Każdy z nich ma w sobie coś, za wyjątkiem porażki Black Cherry. Korci mnie wyłudzić od Pana Ireneusza próbki Desert Ship, lub zmusić go do namieszania tego cudeńka, poczekać na jakąś kawę, cappucino, lub mentol? I zachwycać się wbrew własnym upodobaniom? Nie... To miejsce jest wybitnie dla
Morning Rain, które doskonałe przytuli każdy owoc i namieszacie go sobie sami, lub doktor w firmie.
Widzę to to coś z cytryną za rękę, adwotkatem, czarną porzeczką, brzoskwinią. Taki dym, gęsty, jest nie do pożegnania, a smak, dla mnie nie do określenia, ustąpi pierwszeństwa czemuś bardziej wyraźnemu.
Z perpektywy czasu śmiało pa pa powiem Black Cherry, Hot Spices, Canadianowi i Don Hillowi, choć nie wszyscy się zgodzą. Reed zapewne będzie bronić Canadiana, ale tak szczerze nie spali 10ml w 5 dni... Wszystkie IMO nie nadają się do notorycznego wapu, ale stanowią jakieś tam urozmaicenie. Jeśli opłaci się mieszać, to chyba tylko na zamówienie, bo ja drugi raz bym żadnego nie kupił, a o to przecież chodzi.
I co by podkreślić, czego bym ja chciał, a nie było mi dane. Bez przymusu... Gdzie jest Desert Ship? Gdzie Mlb z nutką orzechów? Cytryna, brzoskwinia i rum? Brak też cappucino, czy konkretnej wisienki, które również mają swoich adeptów...
Pod trzema z ośmiu testowanych podpisuję się rękoma i nogami, ale niech ktoś mnie zweryfikuje jeszcze. To ma być dla nas, nie dla mnie, o czym świadczy najlepiej czekolada jako lider mojej klasyfikacji.
PS. Panie Irku dzięki za zaufanie i wspólne testy.